Farandole to taniec w butelce. Gamay, które wiruje jak południowy wiatr — raz delikatne, raz szalone, zawsze w ruchu. W kieliszku pachnie maliną, czereśnią i dzikim fiołkiem, a w tle majaczy zapach ciepłej ziemi po deszczu. Każdy łyk to krok, obrót, śmiech – i jeszcze jeden łyk, bo przecież muzyka gra dalej.
To wino nie udaje filozofii — po prostu jest szczere, lekkie, pełne energii i życia. Naturalne, spontaniczne, trochę nieokiełznane. Zrobione po to, by pić, nie analizować. Farandole to ten moment, kiedy wszystko wydaje się prostsze, a rozmowy stają się głośniejsze.
Najlepiej smakuje, kiedy słońce już lekko schodzi, a ktoś właśnie przynosi talerz oliwek. Nie potrzebuje sceny ani towarzystwa — wystarczy kieliszek i dobry nastrój.
Marka
Baptiste Nayrand
W malowniczym zakątku Côteaux du Lyonnais, między Lyonem a Beaujolais, Baptiste Nayrand postanowił przewrócić świat naturalnego wina do góry nogami. Zostawił karierę w marketingu u chemicznej firmy i w 2014 r. zaczął tworzyć swoje wino — początkowo zaledwie 3,5 ha parcel, dziś już z kilkoma we własnym rejonie Millery / Bibost.
Tu winnica nie idzie na kompromisy: uprawa organiczna od samego początku, bez pestycydów i nawozów syntetycznych, z siedmioma infuzjami roślin (pokrzywa, skrzyp, wierzba i inne) wzmacniającymi równowagę gleby — a użycie siarki i miedzi ograniczone do absolutnego minimum.
Fermentacje odbywają się wyłącznie z dzikich drożdży, bez kontroli temperatury, bez pompowań czy nadmiernej ekstrakcji — wino ma się „naprawdę wypowiedzieć”, nie być składanką trików.
W portfolio Nayranda dominują czerwone wina z Gamay: cuvée takie jak L’Astrale, Vésanie, Sauvage czy Toit du Monde to wyraz tego, co region może dać, gdy pozwolić winogronom „żyć po swojemu”.
Są tu częściowo fermentacje całych gron (whole cluster), apelacje lokalne, pełne naturalnych napięć — wina, które nie krzyczą, ale przyciągają i zostają w pamięci.